W nocy z 27 na 28 marca nad województwem opolskim przeleciał wyjątkowo jasny bolid. Zjawisko było efektowne, ale – jak się okazuje – może mieć całkiem realne konsekwencje na ziemi. Wszystko wskazuje na to, że fragmenty kosmicznej skały mogły spaść w rejonie Tułowic.
To był środek nocy, dokładnie 23:34:13, kiedy niebo nad Dolnym Śląskiem i Opolszczyzną przeciął jasny błysk. Choć trwało to zaledwie chwilę, nagrania z sieci kamer monitorujących niebo oraz analiza trajektorii pozwalają dziś mówić z dużą dozą prawdopodobieństwa: nad regionem przeleciał bolid, który mógł zakończyć się spadkiem meteorytu.
Jak podaje Mateusz Żmija, założyciel i operator sieci Skytinel, specjalizującej się w obserwacji zjawisk astronomicznych, obiekt wszedł w atmosferę Ziemi pod stosunkowo stromym kątem 65° względem powierzchni gruntu, poruszając się z prędkością około 13 kilometrów na sekundę. Widoczny stał się na wysokości 85 kilometrów nad granicą województw dolnośląskiego i opolskiego.
Na wysokości 40 kilometrów rozpoczęła się najbardziej efektowna faza – rozpad meteoroidu, który nastąpił aż pięć razy. Przy każdym z nich uwalniały się drobiny i chmury pyłu, a całość wyglądała – jak określili obserwatorzy – jak powietrzna eksplozja. Co ważne, analiza wskazuje, że jeden z większych fragmentów – o masie szacowanej na 75 do 100 gramów – przetrwał serię rozpadów i mógł spaść na ziemię.
Symulacje przeprowadzone na podstawie trajektorii końcowej lotu wskazują rejon między Opolem a Nysą jako prawdopodobne miejsce upadku. Najbardziej prawdopodobna lokalizacja? Okolice Tułowic. To właśnie tam może teraz leżeć odłamek meteoroidu, który swój lot zakończył około 30 kilometrów nad ziemią.
Zgodnie z analizą ekspertów, meteoroid miał bardzo niską wytrzymałość mechaniczną – rozpadał się intensywnie już przy ciśnieniu dynamicznym poniżej 1 MPa. W praktyce oznacza to, że była to bardzo delikatna skała, podatna na zniszczenie. To tłumaczy, dlaczego większość obiektu zamieniła się w pył lub drobiny podczas wejścia w atmosferę.
Niewykluczone, że poza głównym fragmentem, oderwało się kilka mniejszych odłamków – być może o masie do 15 gramów – które również mogły dotrzeć do powierzchni ziemi. Te jednak będzie znacznie trudniej zlokalizować.
Jeśli którakolwiek z kosmicznych drobin faktycznie spadła w okolicach Tułowic, a ktoś ją odnajdzie, możliwe będzie jednoznaczne określenie jej składu i pochodzenia. Na razie jednak pozostają pytania, domysły i – zapewne – początek gorączki poszukiwań wśród pasjonatów astronomii.
Dla mieszkańców to nie lada gratka – nie codziennie bowiem na własnym podwórku można trafić na obiekt, który przebył miliony kilometrów przez Układ Słoneczny, by skończyć swoją podróż w lesie, polu… albo ogrodzie za domem.
Napisz komentarz
Komentarze