- W poprzednim wydaniu „Tygodnika Ziemi Opolskiej” opowiedziała nam Pani o tym, jak przebiegał VIII Międzynarodowy Festiwal Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego w Chinach. A może są jakieś inne ciekawostki związane z wyprawą na Daleki Wschód?
- Wszystko co przeżyliśmy i zobaczyliśmy w Chinach, zawdzięczamy w głównej mierze trzem osobom, które dzień w dzień z nami były i nam towarzyszyły podczas festiwalu i wszystkich „wypadów” na miasto. To Sebastian Tajl, Yang Lin (Jack) i XiaoXiao Zhu (Nikol) - trójka przyjaciół i pośredników handlu wyrobami bursztynowymi, która nie dała nam spać po nocach i dbała o to, byśmy zobaczyli jak najwięcej i najciekawsze miejsca Chengdu. Przekazali nam przy tym sporą dawkę wiedzy o Chinach, prowincjach, tradycjach, zwyczajach czy potrawach.
- Czy kuchnia chińska przypadła Pani do gustu?
- W pierwszym dniu opanowaliśmy jedzenie pałeczkami i jedliśmy nimi do samego końca naszego pobytu. Poradziliśmy sobie nawet z jajkiem gotowanym na twardo w herbacie. Kuchnia chińska jest różnorodna i pyszna. Próbowaliśmy odważnie wszystkiego, co nam podawano, od „śmierdzącego tofu”, przez owoc duriana, jack fruit, trzcinę cukrową, po przepyszne pierożki i kociołki, do których można było wrzucać, co tylko się chce.
- Emocji podczas wyprawy nie brakowało.
- Z pewnością nie zapomnimy tego, że spóźniliśmy się na nasz pierwszy samolot powrotny, a mieliśmy przed sobą trzy łączone loty: z Chengdu do Pekinu, z Pekinu do Doha w Katarze i z Doha do Warszawy. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Wystarczył jeden telefon do Sebastiana Tajla, żeby zadziałał w swoim towarzystwie i w ekspresowym tempie załatwił nam najbliższy wylot do Pekinu. Ciekawostką dla mnie było to, że miasta są naprawdę ogromne (jedno miasto jest wielkości niemal całej Polski), a będąc w wielkich miastach właścicielem samochodu i mając numer rejestracyjny kończący się liczbą parzystą, możesz jeździć tylko w dni parzyste, a jeśli rejestracja kończy się liczbą nieparzystą, możesz jeździć tylko w dni nieparzyste. Z kolei jeśli chcesz jeździć w dni parzyste i nieparzyste, to musisz sobie dokupić tablice rejestracyjne za ok. 75 000 zł. Z drugiej zaś strony samochód w Chinach to luksus i często niepotrzebny wydatek przy tak dobrze rozwiniętej kolei. Bardziej opłacalna może być taksówka, transport publiczny lub wynajęcie od czasu do czasu samochodu. Własny samochód to tylko problem z kosztami, korkami, smogiem i miejscami parkingowymi.
- Czy urzekła Panią kultura chińska?
Uwaga! To tylko fragment artykułu. Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Ziemi Opolskiej z 23 listopada - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze