Nie wiadomo, kiedy doszło do zniszczenia, właściciele uli zostali powiadomieni o nim rankiem w niedzielę 29 maja. Niewielka pasieka stała między polami, w miejscu ustronnym i niewidocznym z drogi. Teren należy do osoby spokrewnionej z małżeństwem z Zimnic Małych. Wydawałoby się, że ule nie powinny nikomu przeszkadzać. W pobliżu nie ma nawet domów. A jednak ktoś rozrąbał pszczele domki siekierą. Każdy otrzymał wiele ciosów. Nie zależało mu na kradzieży miodu, ale został on zniszczony. Przygnieciona zginęła też ponad połowa cennych owadów. Wiele się rozpierzchło…
- Wydaje mi się, że mogło to nastąpić może w sobotę wieczorem, może ktoś coś widział podejrzanego – mówi Józef Cebula, właściciel zniszczonych uli. – Nie mam pojęcia, czemu ktoś mógł zrobić coś takiego, ja mam ponad 70 lat, nie mam żadnych wrogów. Ale to nie pierwszy taki przypadek w Polsce, to tak jak z tymi, którzy wybijają szyby dla zabawy… Te pszczoły jak zostały zaatakowane, na pewno musiały też pożądlić tego delikwenta i to mocno. Dowód winy ta osoba nosi na sobie, więc może się wyda, kto to zrobił.
Policja prowadzi czynności w sprawie zniszczenia mienia. Jak oszacowano, straty wynoszą ok. 10 tys. zł – na tyle wyceniono wartość miodu, jaki był w trakcie „produkcji” w ulach. To jak na razie tylko szacunek, bo nie wiadomo jeszcze, czy nic się nie stało matkom roju… Właściciel niezwłocznie przystąpił do naprawy uli, aby owady mogły wrócić. Odbudowa roju potrwa wiele miesięcy.
Szczegóły w aktualnym wydaniu Tygodnika Ziemi Opolskiej z 2 czerwca - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze