- Przez prawie trzy lata był Pan osobą bardzo bliską Violetcie Villas. W jakich okolicznościach został Pan osobistym ochroniarzem oraz kierowcą artystki?
- Z Violettą Villas poznałem się przez przypadek. Uwielbiałem słuchać jej utworów i marzyłem o spotkaniu z nią. Dorabiałem w firmie ochroniarskiej i dostaliśmy zlecenie zabezpieczania jej koncertu. Porozmawialiśmy i zapytałem, czy mogę ją kiedyś odwiedzić w Lewinie Kłodzkim. Byłem tam kilka razy i dopiero za trzecim razem otworzyła mi drzwi. Zaprzyjaźniliśmy się i zaproponowała, abym został jej kierowcą i ochroniarzem. Bardzo lubiła jeździć moim kabrioletem. Zdarzało się, że życzyła sobie, aby otworzyć dach samochodu. Wystawiała głowę, a wiatr rozwiewał jej włosy. Nigdy nie zapomnę zaciekawionych twarzy w samochodach i autobusach, które mijaliśmy.
- Violetta Villas jest zaliczana do niezwykłych osobistości scenicznych. Proszę opowiedzieć o specyfice pracy dla tej gwiazdy estrady?
- Do pracy musieliśmy przychodzić w długich i szerokich płaszczach. Kiedy znajdowaliśmy się w tłumie, to tworzyliśmy z nich parawan nad artystką w taki sposób, aby chronić jej włosy oraz kreacje. Pracując dla niej, byłem nie tylko jej ochroniarzem i kierowcą, ale też tragarzem czy asystentem. Wspólnie z kolegą pomagaliśmy jej również podczas występów. Violetta Villas miała dość słaby wzrok i na co dzień nosiła bardzo mocne okulary. Na scenie jednak występowała bez nich. Efekt tego był taki, że prawie nie widziała publiczności. Często nie zdawała sobie sprawy, że odwracała się nagle bokiem albo tyłem do ludzi. Mieliśmy na to swoje sposoby. Jeden z nas podchodził do niej z różą. Dając jej kwiat, jednocześnie lekko naprowadzał ją w stronę widowni. Do legendy przeszły również jej okulary. Oprawki malowała na czerwono lub różowo. Violetta Villas był ekstrawagancka, szczodra, dobra, ale też humorzasta. Kiedy się wkurzyła, to nazywaliśmy ją „Villas pod prądem”. Lepiej było przeczekać napad złości niż stanąć jej na drodze.
- Pomimo tego, że upłynęło już wiele lat, odkąd przestał Pan być ochroniarzem i kierowcą Violetty Villas, to nie sposób nie odnieść wrażenia, że było to ważne doświadczenie nie tylko zawodowe, ale też osobiste. Nawet kiedy Pan opowiada o ekstrawaganckich zachowaniach, to robi to Pan z ogromnym dla niej szacunkiem…
Uwaga! To tylko fragment artykułu. Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Ziemi Opolskiej z 28 grudnia - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze