Przypomnijmy, 7 kwietnia 2017 roku na przejazd kolejowy w Schodni pomimo znaku zakazu wjechał ciągnik siodłowy z naczepą, na której wiózł ciężarówkę. Pojazd utknął na torach. Kierowca wyszedł z szoferki i próbował zawiadomić kolejarzy, dzwoniąc na numer alarmowy. Kilka minut później na przejazd z prędkością 139 km/h wjechał pociąg Pendolino relacji Wrocław-Warszawa. Dwie minuty przed zderzeniem dyżurny z numeru 112 powiadomił o zablokowanym przejeździe kolejarzy, jednak nie wydano na czas komendy „alarm”.
Podczas śledztwa przeanalizowano wiele wątków tego wypadku. Ustalono, że prawdopodobnie obaj mężczyźni ponoszą odpowiedzialność za to, co się wydarzyło.
- Jeśli chodzi o dyżurnego nastawni PKP z Ozimka, to przedstawiono mu zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym – wyjaśnia rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu Stanisław Bar. - Mężczyźnie zarzuca się, że pomimo tego, iż dysponował informacją o niedrożności linii kolejowej, nie zatrzymał ruchu na tym odcinku. Nie uruchomił również systemu „radio stop”. Na ławie oskarżonych zasiądzie również kierowca ciężarówki, który zignorował zakaz wjazdu w ulicę, w której ciągu znajdował się przejazd. Obu oskarżonym grozi do 10 lat pozbawienia wolności.
Pociągiem podróżowało prawie 300 osób. Aż 41 osób odniosło obrażenia. W tej grupie 7 pasażerów zostało rannych i wymagało natychmiastowej pomocy medycznej. Pięć osób zostało przewiezionych do szpitala karetką, zaś dwie zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Uruchomiono też infolinię dla rodzin poszkodowanych w wypadku pod Ozimkiem.
Uwaga! To tylko fragment artykułu. Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Ziemi Opolskiej z 9 lutego - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze